Blog

ROZDZIAŁ IX

Oddzielną kategorią technik dziennikarskich jest przyjmowanie przez dziennikarza określonego charakteru, wcielanie się w jakąś rolę, która pomaga zdobyć cenne informacje, np. poprzez wkupienie się w zaufanie rozmówcy czy wyprowadzenie go z równowagi. Niektórzy dziennikarze tak bardzo wcielają się w przyjmowane na co dzień role, że stają się one ich zawodowym garniturem, częścią wykonywanej pracy. Zdarza się też proces odwrotny – to cechy posiadane przez dziennikarza, zanim zajął się żurnalizmem, zdeterminowały styl jego relacji z rozmówcami. A wrodzone cechy często przydają się w tym zawodzie, podobnie jak w innych. Nie tylko wśród dziennikarzy zdarzają się wszak osoby, którym rozmówcy chętniej się zwierzają, nawet przy pierwszym spotkaniu.

Poniżej kilka typów najczęściej występujących wśród braci dziennikarskiej.

1 . Dobry i zły policjant

To w zasadzie obowiązujący schemat w przypadku duetów dziennikarskich. Osoba przepytywana przez parę dziennikarzy zawsze będzie miała więcej sympatii dla jednego z nich, mniej dla drugiego. Nawet jeśli te różnice to będą niuanse – mogą mieć spore znaczenie podczas odpytywania, jeśli w sprawnie funkcjonującym duecie dziennikarze umiejętnie podzielą się rolami dobrego i złego policjanta.

Ten zły będzie nalegał, dociskał do ściany lub choćby przygotowywał grunt dla dobrego, wywołując poirytowanie lub inne emocje rozmówcy. Ten dobry zaś zbierze śmietankę łagodnym podejściem, uwalniając rozmówcę z opresji, ale de facto kończąc to, co rozpoczął zły.

Albo odwrotnie: dobry uśpi nieco rozmówcę pogawędką o rzeczach bezpiecznych, mało ważnych lub łechcących jego ego, a zły tak odsłoniętego i otwartego rozmówcę dopada ostrym, zazwyczaj krótkim pytaniem o kluczową rzecz. I często osiąga zaplanowany cel, a przynajmniej stymuluje dynamikę wywiadu, tak ważną przy utrzymaniu uwagi odbiorcy – widza, słuchacza, czytelnika czy internauty. Tyle że kosztem wystawienia rozmówcy.

Załóż, że jeśli rozmawiasz z duetem dziennikarzy, schemat dobrego i złego policjanta jest albo zaplanowany, albo uaktywni się w waszym trójkącie samoistnie, i to w oparciu o twoje emocje.

Moja rada? Uważaj szczególnie na część rozmowy prowadzoną z tym dobrym. W przypadku interakcji ze złym naturalną reakcją jest skupienie i mobilizacja. Większy komfort pogaduchy z dobrym niesie ze sobą wzrost ryzyka nieostrożności w tym, co mówisz.

2 . Jekyll & Hyde, czyli 2 w 1

Także często występujący schemat. Koncentruje złego i dobrego policjanta w jednej osobie. Zazwyczaj dr Jekyll rozpoczyna wywiad. Jak dobry policjant zaprzyjaźnia się z rozmówcą, mizia go po jego ego, rozluźnia i oswaja z sytuacją stresującego kontaktu z przedstawicielem mediów. Gdy już rozmówca jest wyluzowany, dr Jekyll przeradza się w pana Hyde’a. Wzorem złego policjanta przygważdża niespodziewanym pytaniem, przypiera do muru kontrowersyjnym lub trudnym tematem, bombarduje agresywnymi aspektami trudnej sprawy. Dla uspokojenia atmosfery i rozmówcy Hyde znowu może stać się na chwilę przyjaznym dr. Jekyllem, by za jakiś czas powrócić w napastliwej postaci.

Jak sobie z tym radzić? Trzymaj się swych Kluczowych Przesłań – tego, co zostało ustalone jako TWÓJ cel rozmowy. W rozmowie z Jekyllem & Hyde’em trzymaj równy poziom emocji w odpowiedziach tak jednego, jak i drugiego. A algorytmy odpowiedzi na zaskakujące, trudne lub skomplikowane pytania, jakimi może strzelać do ciebie pan Hyde, masz w poprzednim rozdziale.

Adam, Ewa i… dziennikarz

Zostałem kiedyś poproszony przez jednego z bardzo znanych dziennikarzy o wywiad do filmu dokumentalnego na temat rzekomych manipulacji przy kampaniach wyborczych. Jak później się potwierdziło, dziennikarz przyszedł z wyraźną tezą. Celem tej rozmowy było zaś znalezienie potwierdzenia owej tezy w moich ustach.

Wywiad rozpoczął się luźno, przyjaźnie. Ba! Przeszliśmy na „ty”, bo tak wielu mamy wspólnych znajomych jeszcze z mojego okresu dziennikarskiego. Rozmowa jest nagrywana, ale atmosfera miła, koleżeńska. Po kilkunastu minutach takiej konwersacji następuje nagła zmiana. Redaktor nagle wraca do „pan” i zadaje mi bardzo szczegółowe pytania o konkretny epizod kampanii wyborczej z 2007 r.: czy wymyślono wówczas postać pielęgniarki Ewy ze Skarżyska, która miała zarabiać konkretną sumę. Powiało chłodem, jeśli nawet nie grozą, przynajmniej w pytaniach dziennikarza. Wyraźnie jednak uzyskane odpowiedzi nie przyniosły potwierdzenia przyniesionej tezy. Zmiana tematu – powrót do relacji na „ty” i koncyliacyjnej rozmowy. Serdeczne pożegnanie po wywiadzie. I przykre zaskoczenie zmanipulowanego przebiegu naszej rozmowy przy emisji filmu.

Później zresztą okazało, że pani Ewa, pielęgniarka ze Skarżyska, nie tylko istnieje, ale i rzeczywiście zarabiała taką sumę, jaka podana została podczas kampanii. W ten sposób kluczowy element mający być dowodem, iż „politycy kłamią nakręcani przez PR-owców” padł.

3 . Przyjaciel/powiernik

Z niektórymi ludźmi rozmawia się łatwiej niż z innymi. Są i tacy dziennikarze. Szybko czujesz, że chyba dobrze cię rozumie i jakoś dobrze się z nim gada. Jest możliwość, że to po prostu dobry dziennikarz i w ogóle fajny człowiek. Tacy też zdarzają się wśród dziennikarzy. Serio!

Istnieje jednak także prawdopodobieństwo, że masz do czynienia z zaawansowaną wersją dobrego policjanta, który przede wszystkim skupiony jest na efektywności prowadzonego śledztwa. Przesłuchanie w stylu miękkim jest tylko metodą osiągnięcia celu w postaci zadowalających zeznań. A ludzie potrafią opowiedzieć niesamowite rzeczy, ujawnić skryte tajemnice, jeśli tylko trafią na osobę, która umie zachęcająco słuchać.

Stwarza to duże ryzyko popełnienia jednego z najczęściej występujących błędów w kontakcie z dziennikarzem, czyli mówienia czegoś „między nami” (off the record) – o tym więcej w następnym rozdziale „Ostrzeżenia”. Jednak nawet w całkiem otwartej rozmowie, na przykład na żywo, umiejętnie i czynnie słuchający dziennikarz potrafi skłonić rozmówcę do wynurzeń, które ten niekoniecznie chciałby upubliczniać.

Pamiętaj – wywiad to relacja bardziej biznesowa niż osobista. To gra interesów, a nie personalna pogawędka. Interes dziennikarza to zdobyć dobry materiał, który mu kupi wydawca i odbiorca; twój – sprzedać swoje tezy lub siebie. Przedstawiciel mediów najczęściej nie zawaha się ujawnić czegoś, co zainteresuje jego odbiorców, nawet jeśli to zaboli ciebie.

4 . Kat

To przeciwieństwo przyjaciela/powiernika i koszmar osób lękających się udzielania wywiadów. Agresywnie nastawiony dziennikarz, który zadaje pytania, jakby egzekwował jakąś wyszukaną torturę mającą na celu wymuszenie zeznań. Takie wywiady często przypominają zapętlone w czasie sztyletowanie. Każde pytanie jest jak cios nożem. I tak jedno po drugim, choć widać, jak jego rozmówca krwawi. Ale czyż to nie krew właśnie świetnie sprzedaje się w mediach? Także w przenośni?

Tego typu dziennikarz często nie czeka na pełne odpowiedzi. Spektakl jest dla niego tym atrakcyjniejszy, im celniejsze i bardziej dotkliwe są pchnięcia ostrymi jak sztylet pytaniami. Dlatego zasypuje swego rozmówcę gradem agresywnych pytań, zdarza się, że naładowanych złymi emocjami.

I to często staje się zgubą dla dziennikarzy o katowskich zapędach pracujących w telewizji lub radiu. Przekraczają granice agresji akceptowane przez widza lub słuchacza, których sympatia naturalnie przesuwa się w kierunku atakowanego. Sztyletowany pytaniami rozmówca staje się ofiarą sadystycznego dziennikarza.

Zdarzyło się tak np. w 2000 roku, gdy dziennikarz TVP1 Piotr Gembarowski bezpardonowo znęcał się na antenie nad kandydatem na prezydenta Marianem Krzaklewskim.

W efekcie został zawieszony, a po odwieszeniu marginalizowano go w redakcji, aż w 2004 roku opuścił TVP. Sam przyznał po latach, że ten wywiad złamał mu karierę58.

Kat najczęściej występuje w TV lub radiu. Syndrom ten rzadziej występuje w dziennikarstwie prasowym lub internetowym. Słowo pisane nie wywołuje bowiem tak szybko silnych emocji u odbiorcy co słowo mówione, zwłaszcza poparte obrazem. Często też agresja dziennikarza-kata prasowego lub internetowego jest temperowana przez redaktora decydującego o finalnej wersji wywiadu, jaka trafia do publikacji.

I jeszcze uwaga do wszystkich obawiających się, że trafią na dziennikarza-kata: nie lękajcie się! Tacy dziennikarze trafiają się bardzo rzadko. A jeśli już, to rzucają się ze sztyletami niemal wyłącznie na przedstawicieli świata polityki lub osoby naprawdę bardzo znane i to ze złą reputacją, czyli już nie raz publicznie złajane i z agresją mediów obyte.

5 . Głupol (rżnięty)

Wśród dziennikarzy – jak w każdym zawodzie – nie brakuje osób, eufemistycznie rzecz ujmując, mało rozgarniętych. Przekonuje się o tym każdy, kto dłużej doświadczy kontaktów z różnymi przedstawicielami tej profesji.

Często spotykam się z opiniami osób bardzo obytych w kontaktach z mediami, że płytkość czy słabość intelektualna dziennikarzy staje się wręcz cechą charakteryzującą ten zawód. Ja nie posunąłbym się tak daleko w opinii o braci dziennikarskiej. Ot, jak w każdym zawodzie, zdarzają się orły, są i nieloty. I – jak w każdej profesji – większość to lepiej lub gorzej fruwające ptactwo.

Ba! Ze stosunkowo często występującego wśród dziennikarzy typu Nierozgarniętego Jasia zdają sobie sprawę bystrzejsi przedstawiciele tej profesji. Potrafią więc wykorzystać ten umacniający się archetyp płytkiego żurnalisty do zmylenia rozmówcy pozorną słabizną intelektualną. Usypiają w ten sposób czujność rozmówcy, który w pytaniach z pozoru błahych nie dostrzega zagrożenia. W efekcie mówi rzeczy, których przy pełnym skupieniu by nie powiedział.

Ileż bystrych pań o jasnych włosach zorientowało się w pewnym momencie swego życia, że można wiele osiągnąć, wykorzystując właśnie naiwność osób wierzących w stereotyp głupiej blondynki? To ten sam mechanizm.

Uważaj więc, gdy podczas rozmowy z dziennikarzem poczujesz mizerność jego pytań. Może być pozorna. Może w nich właśnie o to chodzić, byś poczuł się jak ktoś lepszy od „tępego żurnalisty”. Po to, by zmniejszyć twoją ostrożność. I uzyskać coś, czego przy większej czujności byś nie powiedział.

6 . Żebrak

To typ stosunkowo rzadko występujący na naszym rynku medialnym, ale zdarza się. Częściej u niektórych dziennikarzy pojawia się sama technika „na żebry”. Staje przed tobą desperat: „Błagam, niech mi pan(i) powie, o co tu chodzi. Jak nie wrócę do redakcji z tą informacją, szef urwie mi głowę. A ja o-b-i-e-c-u-j-ę, że nie ujawnię pana/pani jako moje źródło”. Serce mięknie. Czyż nie?

Pokusa jest duża, by zlitować się nad nieszczęśnikiem. To jak rzucić zgłodniałemu psiakowi kość, która właśnie leży na stole. Tak stoi ze smutnymi oczętami i merda ogonkiem… I gdy już rzucisz mu kość, której nie planowałeś podać – niby wszystko jest w porządku. Najczęściej bowiem taki dziennikarz rzeczywiście źródła nie ujawnia. Ale informacja staje się publiczna. Zorientowanym w temacie natomiast zazwyczaj nietrudno się domyślić, od kogo wyszła.

7 . Naciągacz

Dziel i rządź. Ta metoda sprawdza się świetnie także przy zdobywaniu informacji przez dziennikarzy.

Jak już wiesz, wiele newsów przedstawianych w mediach zbudowanych jest na konflikcie, zderzaniu przeciwnych racji, interesów czy zachowań. Łatwiej wywołać twoją emocjonalną reakcję lub komentarz, gdy dziennikarz przedstawi godzącą w ciebie opinię lub niekorzystną dla ciebie informację, np. od twojego konkurenta. Aż trudno powstrzymać się wówczas od przedstawienia swojej racji, skoro piłka już w grze. A zdarza się, że nie było żadnego zagrania z tej drugiej strony. To kij wsadzony w mrowisko przez dziennikarza. Po twojej wypowiedzi jednak sprawa nabiera ciała. I twój cytat idzie do publikacji. Może nawet wzbogacony o wywołaną nim reakcję rzeczywistą twojego konkurenta.

Naciągacz wykorzystuje różne metody – zmyśla fakty lub wypowiedzi, by wywołać już realną reakcję. Przedstawia swe spekulacje, przypisując komuś innemu lub „ukrywając” źródło. „Wiem z pewnego źródła, że…”. Źródło może nie istnieć, ale jeśli jego spekulacje są trafne, mogą wywołać twoje emocje i reakcje. I jest materiał.

Inna metoda to naciąganie na ciąg logiczny. Dziennikarz mówi: „Wiem, że X i że Y. A poza tym to jeszcze C. Czy to prawda? Co pan(i) na to? Może mi to pan(i) wytłumaczyć?”. Uważaj! Wciąż nie znasz źródła lub nie wiesz, czy to nie są tylko spekulacje albo prowokacja.

Co z tym robić? Nie komentuj niepewnych informacji lub opinii – zwłaszcza tych, które są kontrowersyjne, konfliktowe lub dotyczą wrażliwych dla ciebie kwestii. I nie powtarzaj spekulacji lub oskarżeń wyartykułowanych – nawet zaprzeczając im (zob. rozdz. VIII, podrozdział „Przeczenia zwrotne”). Nie daj się na nic z tego naciągnąć.

8 . Wędkarz

Typ trochę podobny do naciągacza, choć znacznie mniej metodyczny. Niewiele wie o tobie, twojej firmie lub o tym, co reprezentujesz. Ale chętnie weźmie coś apetycznego medialnie. Oczywiście najchętniej kontrowersję, konflikt jakiś, problemik chociaż.

Najczęściej wrzuca taki dziennikarz „na rybkę” wiele różnych pytań, mając nadzieję, że trafi na jakąś smaczną rzecz. Typową formą jest tu długa lista rozproszonych tematycznie pytań przesłanych mailem. Jeśli rzeczywiście naciśnie którymś z tych pytań na jakiś odcisk (najlepiej świeży, nieupubliczniony jeszcze), reakcja aż się naciśniętemu na usta ciśnie. Niedoświadczeni rozmówcy bardzo często z bukietu pytań, jakie dostają, reagują wprzódy na te, które ich najbardziej ubodły, a nawet ugodziły. Emocje robią swoje.

Co z tym robić? Jak już pisałem w rozdz. VIII (Pytania wielokrotne lub wielowątkowe), mnogość wątków, o jakie pyta dziennikarz, to nie opresja, a kapitalna okazja. Wybierz i skup się na tych kwestiach, które ci najbardziej odpowiadają. I pomiń inne. Jeśli dziennikarz świadomie i celowo wśród innych porusza kłopotliwe dla ciebie sprawy – wróci do nich. Jeśli jedynie „wędkuje” – nawet się nie zorientuje, że poruszył czułą kwestię.

9 . Zielony (Ryś, Statyw)

Typ dziennikarski obecnie występujący w ekosystemie medialnym masowo. Jak narybek w stawie. To dziennikarska młodzież stawiająca pierwsze kroki w zawodzie. Często oni sami jeszcze nie wiedzą, czy to robota dla nich. Wielu z nich znajdzie sobie wkrótce inne zajęcie, niekoniecznie związane z mediami. Skończone niedawno czy właśnie kończone studia dziennikarskie jednak zobowiązują, by chociaż spróbować z tego żyć. Rzadko są to absolwenci innych kierunków. W latach 90. w zasadzie przestali brać dziennikarską zasilać absolwenci spoza dziennikarstwa (np. Monika Olejnik skończyła zoologię, Tomasz Lis – prawo, Grzegorz Miecugow – filozofię).

Redakcje zmuszone w latach 90. do przystosowania się do praw rynku chętnie taki narybek zatrudniają i przepuszczają przez swe trzewia, pozostawiając na dłużej tylko nielicznych. Mają bowiem ci raczkujący dziennikarze jedną bardzo cenną rynkowo cechę – są tani. Bardzo tani. To nic, że jeszcze bez warsztatu, bez praktycznych kompetencji. Pojęcie o zawodzie wyniesione ze studiów plus ambicja wystarczają, by wysłać ich na miasto po zbieranie materiałów. I z tego zbieractwa bardziej doświadczeni dziennikarze lub redaktorzy już potrafią ulepić medialne produkty.

Nie dziw się więc, gdy z ekipą telewizyjną stanie przed tobą pryszczaty młodzieniec w garniturze, w którego oczach widać, że nie bardzo ma pojęcie, o co pyta. Często najbardziej przejęty jest tym, by dostarczyć jakiemuś „dziadkowi” (swemu starszemu koledze, który go tu wysłał), w miarę poprawny technicznie materiał surowy, niż tym, czy twoją wypowiedzią coś sensownego przekaże swym odbiorcom.

Redakcyjni „dziadkowie” często nazywają ich „rysiami”, bo ta dziewczyna lub chłopak zostali zatrudnieni na praktyki w redakcji do robienia „riserczy”, czyli zbierania

w archiwach i internecie informacji pozwalających redaktorowi zrozumieć problem, sprawdzić poprzednie doniesienia. A teraz dano im szansę zrobienia czegoś reporterskiego na mieście.

Inna krążąca w środowisku nazwa na tych adeptów zawodu to „statyw”. Wysłany lub wysłana po nakręcenie setki ma bowiem jedynie za zadanie trzymać mikrofon przy kamerze i powtórzyć pytania, które podał im „dziadek”.

Cóż, w każdym zawodzie początki są trudne! I tak wiele się zmieniło w dziennikarstwie. Starsi dziennikarze zgodnie do dziś wspominają, że ze swoich początków, jeszcze za komuny, dobrze pamiętają, jak dla swoich „dziadków” po wódkę biegali.

Dzisiejsi zieloni są dla ciebie okazją, nie utrapieniem. Nie zżymaj się, że ów młody człowiek nie zna twojej branży, nie orientuje się w tematyce, o którą pyta, zadaje żenujące pytania. To nie pytania są ważne, a twoje odpowiedzi. „Statyw” to dla ciebie okazja w zasadzie bezproblemowego zaserwowania redakcji takich treści, na których zależy tobie. A jednocześnie niemal zerowe prawdopodobieństwo, że musisz się wystrzegać którejkolwiek z niebezpiecznych dla ciebie technik dziennikarskich opisanych w tym i poprzednim rozdziale.

58. http://natemat.pl/33993,piotr-gembarowski-po-12-latach-od-slynnej-rozmowy-z-marianem-krzaklewskim-wraca-do-telewizji.